Przejdź do głównej zawartości

Chcę dawać dobro

Uwaga. To co napiszę będzie najpoważniejsze na świecie. NIE zamierzam się bawić we wszelkie gierki. NIE będę szukał przekrętów w firmie. NIE będę marudził, jakie to mamy złe warunki. NIE będę krytykował "góry" za różne niedociągnięcia i złe decyzje. Czyli to znaczy, że jednak będę pisał wszystko to, czego chcą kierownik i rzecznik prasowy? Otóż uwaga. NIE!



Kiedy założyłem bloga, usłyszałem wiele różnych miłych słów nt. tego, jak fajnie że będę pisał, bo ponoć robię to ciekawie. Kiedy poprosiłem o zgodę kierownictwo mojej zajezdni, w kuluarach od niektórych osób związanych z branżą zaczęła się wrzawa. Dostałem takie pytanie: czy będę pisał prawdę, czy to co chce kierownik. Postaram się troszkę zaspokoić ciekawość.

Blog to pewnego rodzaju forma dziennikarstwa. Na blogu można wszystko. Na blogu wolno wszystko. To jest mocniejsza siła rażenia niż jakakolwiek broń. Mogą cię wywalić z pracy za różne oszczerstwa, ale i nawet wtedy "smrodek" pozostanie. Pewnie część sobie myśli: tak, załóż bloga, dowal tym wszystkim, co nam psują pracę, wytknij szefostwu! Inni doradzają, że to fajna forma upustu swoich emocji po ciężkim dniu pracy.

Uwaga. To co napiszę będzie najpoważniejsze na świecie. NIE zamierzam się bawić we wszelkie gierki. NIE będę szukał przekrętów w firmie. NIE będę marudził, jakie to mamy złe warunki. NIE będę krytykował "góry" za różne niedociągnięcia i złe decyzje. Czyli to znaczy, że jednak będę pisał wszystko to, czego chcą kierownik i rzecznik prasowy? Otóż uwaga. NIE!

To co właściwie będę pisał? Zacznijmy od tego, co skłoniło mnie do założenia bloga. Od dziecka pasjonuję się autobusami, ta praca to moje marzenie i wreszcie czuję że robię coś, co nie tylko sprawia mi przyjemność, ale dzięki czemu mogę dawać siebie innym. Robię coś, co wywołuje uśmiech na mojej twarzy, ale także - co ważniejsze - sprawia że mogę innym dawać uśmiech. Robię coś, w czym każdego dnia mogę doskonalić swoje umiejętności, obserwować świat i poznawać różnych ludzi.

Spojrzenie na świat mam takie jakie mam. Nic nie poradzę że tam gdzie inni widzą błoto, ja widzę słońce. Taki już jestem. :) I to nie znaczy, że nie widzę różnych złych rzeczy. Pewnie że widzę, jak my wszyscy. Tylko trzeba sobie zadać pytanie: czy to że ja wyleję pomyje na kogoś, albo skrytykuję coś, uczyni świat lepszym? Czy to że będę marudził sprawi, że ludzie spojrzą inaczej na nas - kierowców autobusów?

To nie znaczy że trzeba pisać ciągle pozytywnie i w ogóle z wszystkiego się śmiać. Jest wiele sytuacji trudnych na mieście. Chciałbym jednak je wykorzystywać do tego, by zamiast kpić z ludzi, albo dawać upusty frustracjom - które każdy ma, bo jednak jesteśmy tylko ludźmi - to edukować, wyjaśniać, tłumaczyć, przekonywać, żeby choć niektórzy zrozumieli, czemu np. jakimś zachowaniem stwarzają sobie zagrożenie, albo czemu nieświadomie wkurzają innych, albo czemu kierowcy autobusu się nie podoba takie zachowanie, a przecież to takie niewinne.

Ja się na dziennikarstwie śledczym nie znam. Ja założyłem bloga, żeby dzielić się moimi wrażeniami z pracy marzeń. Chcę dawać dobro, chcę pokazywać jak wyglądają niektóre sprawy z punktu widzenia kierowcy autobusu, chcę się dzielić różnymi historiami z trasy, a przede wszystkim pokazywać Wam, że warto spełniać marzenia, warto wkładać serce we wszystko to, co robimy na co dzień. Nawet jeśli nie zawsze jest to nasza ulubiona robota.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

O tym, jak przejechałem się ekspresówką

Myśli obojgu wędrują ku rondzie na skrzyżowaniu z Łabiszyńską. Tam można zawrócić i pojechać z powrotem do właściwej trasy. Tak też robię, zapewniany jednocześnie przez miłą pasażerkę, że nie jestem jedyny, który tak na tej linii pojechał. Chociaż tyle... Mapka ze strony ZTM Korzystając z "chwili" przerwy w jeżdżeniu postanowiłem sięgnąć odrobinę wstecz i przypomnieć sobie najbardziej wstydliwą, czasochłonną i stresującą pomyłkę w czasie pracy. I choć teraz to może się wydawać całkiem sympatyczne i wesołe, wtedy do śmiechu mi nie było. Pewne styczniowe popołudnie. Wyruszam linią 112 z parkingu pod Centrum Handlowym M1 w Markach. A skoro weekend, to i podróżnych obładowanych siatami nie brakuje. Atmosfera jest raczej luźna, a dzień senny, jakby tego dnia miało się nic szczególnego nie wydarzyć. Skręcam w lewo z Radzymińskiej w Trasę Toruńską. O dziwo idzie bardzo płynnie. Pamiętam artykuł o kierowcy, którzy stał grzecznie w koreczku na lewoskręcie, a inne autobu...

Nie pierwszy i nie ostatni

Dla mnie - człowieka humanisty, który jakoś tam chce zmieniać świat, ale nie ma zbyt wielkiego pojęcia na temat tego, jak ten świat działa od strony technicznej - wprowadzenie w obycie z pasażerami nie było tak trudne jak wdrożenie się do różnych czynności na zakładzie. Musiałem przejść przez solidną szkołę życia.  Kiedy przychodziłem do pracy kierowcy autobusu, miałem jakieś konkretne wyobrażenie na temat tego, jak to będzie. Tutaj będę taki, tam będę taki, w takich sytuacjach zachowam się tak, w innych inaczej. Człowiek od BHP już na wstępie mówił: ta praca cię zmieni, będziesz zupełnie inny. Nie chcę mówić, że śmiałem mu się w twarz, wtedy bardziej moja twarz wyglądała na wystraszoną. Ale teraz już wiem więcej, z czym to się je, mogę na spokojnie spojrzeć na pewne mity i fakty. Na wielu grupach dyskusyjnych jestem uznawany za tego, kto raczej buja w obłokach, uważa pasażerów za skarb i ogólnie jest z tego powodu dziwakiem. Wielu kierowców mówiło mi: słuchaj, pojeździ...

O nówce sztuce, bródnowskim agresorze i uciekającym transporterze

Dojeżdżam do Marek, jakoś sobie zaczynam z tą jeżdżącą nowością radzić. Przygody zaczynają się w drugą stronę. W tamtych rejonach nie byłem już dawno. Pamiętam, że wyruszając z Marek i jadąc Trasą Toruńską muszę pilnować się lewego pasa, żeby zaliczyć przystanek Głębocka i wjechać odpowiednim wjazdem na górę na estakadę. Jadę więc bardzo niepewnie. Trzymam się tego lewego pasa. I nagle... coś mi nie gra. Dziwnie mój pas się jednoczy z tymi na głównej trasie. Obawiam się najgorszego. W pracy kierowcy są czasem takie dni, kiedy jeździ się spokojnie bez jakichś większych emocji, zdarzeń, niespodzianek, a na koniec wraca do domu i na pytanie najbliższych "jak było" stwierdza się, że w porządku, spokojnie, planowo. Zdarzają się jednak takie zmiany, podczas których tyle się dzieje, że po 10 godzinach pracy człowiek wraca do domu i ma wrażenie, że jeszcze przed chwilą zdobył ośmiotysięcznik (oczywiście to tylko słabe porównanie, bo wiem że tym górskim bohaterom do pięt nie ...