Przejdź do głównej zawartości

O tym, jak przejechałem się ekspresówką

Myśli obojgu wędrują ku rondzie na skrzyżowaniu z Łabiszyńską. Tam można zawrócić i pojechać z powrotem do właściwej trasy. Tak też robię, zapewniany jednocześnie przez miłą pasażerkę, że nie jestem jedyny, który tak na tej linii pojechał. Chociaż tyle...


Mapka ze strony ZTM

Korzystając z "chwili" przerwy w jeżdżeniu postanowiłem sięgnąć odrobinę wstecz i przypomnieć sobie najbardziej wstydliwą, czasochłonną i stresującą pomyłkę w czasie pracy. I choć teraz to może się wydawać całkiem sympatyczne i wesołe, wtedy do śmiechu mi nie było.

Pewne styczniowe popołudnie. Wyruszam linią 112 z parkingu pod Centrum Handlowym M1 w Markach. A skoro weekend, to i podróżnych obładowanych siatami nie brakuje. Atmosfera jest raczej luźna, a dzień senny, jakby tego dnia miało się nic szczególnego nie wydarzyć.

Skręcam w lewo z Radzymińskiej w Trasę Toruńską. O dziwo idzie bardzo płynnie. Pamiętam artykuł o kierowcy, którzy stał grzecznie w koreczku na lewoskręcie, a inne autobusy go nieprzepisowo wyprzedzały. Co mu się od pasażerów dostało, to tylko on sam wie. Na szczęście ja takich dylematów tu nie mam, bo aut jak na lekarstwo.

Pierwsze kółko charakteryzuje się tym, że często muszę bardziej uważać, żeby czegoś nie przeoczyć na trasie. Zwłaszcza gdy daną linią długo nie jeździłem. Tak jest w przypadku 112. Ostatni raz miałem ją... jeszcze z patronem.

Dojeżdżamy powoli do Głębockiej wewnętrzną lokalną drogą trasy S8. Pamiętam, że patron kiedyś mówił o trzymaniu się lewego pasa (są tu dwa). Dlaczego? Ano dlatego, że ten prawy prowadzi na Głębocką, ale w prawo. Natomiast z lewego się jedzie na wprost, obsługuje przystanek i wjeżdża na górę we właściwą stronę. Jadę więc lewym, aż tu nagle... bach...

Trasa mi się dziwnie rozwidla, a w zasadzie łączy z innymi. Widzę znak "początek autostrady". Myślę sobie: no jest źle, bardzo źle. Ale dobra, nie ma czasu teraz na myślenie o niczym, trzeba kombinować. Co robię jako pierwsze? Głośno krzyczę, że aj aj aj, chyba źle pojechałem... Wtem młoda dziewczyna stojąca przy pierwszych drzwiach mówi: ja pana poprowadzę!

No to ja otworzyłem minimalnie kabinę, żebyśmy się lepiej rozumieli... i zwiedzamy. Myśli obojgu wędrują ku rondzie na skrzyżowaniu z Łabiszyńską. Tam można zawrócić i pojechać z powrotem do właściwej trasy. Tak też robię, zapewniany jednocześnie przez miłą pasażerkę, że nie jestem jedyny, który tak na tej linii pojechał. Chociaż tyle...

Zawracam na rondzie i ruszam w drogę powrotną. Mijam przystanek, a ludzie na pokładzie zaczynają głośno wołać, żebym się zatrzymał. Ja o tym ani myślę, bo przecież to nie jest przystanek ujęty w rozkładzie, po prostu nie mogę się tam zatrzymać. No i staram się im dać do zrozumienia, że już wracamy do Głębockiej.

Nie wszyscy jednak dają się "ogłaskać". Na pierwszy plan wychodzi młody chłopak, który zaczyna wulgarnie krzyczeć na mnie twierdząc, że on "nie będzie k*** zwiedzał całego Targówka". Mi jest oczywiście bardzo przykro, ale przepraszam go mówiąc, że jestem tylko człowiekiem, że pomyliłem się zwyczajnie. Do niego jednak to nie dociera. Tutaj robię jeden błąd - kabina jest w dalszym ciągu minimalnie otwarta. Dla własnego bezpieczeństwa szczególnie w momencie, gdy na pokładzie jest rozwścieczony pasażer, kabina powinna być zamknięta. No bo co ja zrobiłbym, gdyby on się wdarł i np. zaczął mnie okładać lub przejął stery autobusu? Mogłoby się to skończyć tragicznie. No ale cóż... to są sekundy, minuty, trzeba myśleć i podejmować decyzje szybko.

- Naprawdę bardzo Państwa przepraszam! - Wołam do pasażerów starając się okazać pewną dawkę współczucia i sympatii.
- Naprawdę nic się nie stało, każdemu się może zdarzyć - wołają z uśmiechem starsze panie.
A wulgarny chłopak swoje.



Dojeżdżam do Głębockiej. I tu kolejny problem. Nie mogę pominąć żadnego przystanku! Czyli jeśli chciałbym postąpić przepisowo, powinienem tak wrócić, żeby obsłużyć tamten przystanek pod ul. Głębocką po drugiej stronie trasy. Teraz na chłodno widzę, że mógłbym to zrobić po prostu objeżdżając sobie na Głębockiej rondo. Ale wtedy byłem przekonany, że do tego manewru trzeba się wracać aż do Marek.

Co więc robić? Biorąc pod uwagę fakt, że wydłużanie trasy o kolejne 15 min tylko z powodu przepisów (mając na pokładzie zniecierpliwionych pasażerów - i jednego agresywnego), postanawiam wrócić na trasę pomijając tamten przystanek. W ramach rekompensaty zatrzymuję się w tym zespole po przeciwnej stronie (czyli w miejscu, w którym ta linia się nie zatrzymuje). Głównie dlatego, że sytuacja jest tak napięta, a ludzie zbierają się do jak najszybszego wyjścia z pojazdu. I może to nie jest jakaś okoliczność łagodząca, ale na tym pominiętym przystanku nikt nie czekał.


Wracam na trasę z 12. minutami opóźnienia. Za mną jedzie już kolejna brygada 112. No ale cóż... tak czasem bywa. I może niepotrzebnie piszę o tym tak szczegółowo. Może nie powinienem przyznawać się do moich decyzji, które nie były takie, jakich oczekiwałby (przynajmniej na papierze) pracodawca. Jednak nie myli się ten, co nic nie robi. A w tej pracy trzeba myśleć głową i starać się przewidywać różne rzeczy. Uważam, że podjąłem najlepsze możliwe decyzje.

A jaka nauczka na przyszłość? Jeśli nie będę pewny, w którą stronę jechać, nie będę ryzykować z nadzieją, że może się uda, tylko stanę i włączę awaryjne. Osobówka raz dwa zawróci, autobus nie. Szerokości!

Zajrzyjcie też na BUSdziennika na facebooku!

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

O dwóch staruszkach, przyklęku i wadze złota

Wiele miłych słów w tej pracy słyszałem, ale jeszcze nic mnie tak nie wzruszyło. To i ja dziękuję, że mogę służyć ludziom. I nawet jak nie zawsze się da, tak jak z tamtą panią z balkonikiem, trzeba próbować. Często wystarczy naprawdę niewiele: podanie godziny odjazdu, uśmiech, albo zrobienie przyklęku. To tak mało, a dla tych ludzi może być w danym momencie całym światem. Linia 154. Jadę ulicą Elekcyjną w kierunku Ochoty. Przy Parku Moczydło wsiada drugimi drzwiami do mnie staruszka z balkonikiem. No to robię przyklęk, czyli obniżam wóz, żeby pani miała łagodniejsze wejście. Ruszamy dalej. Dojeżdżam do przystanku Elekcyjna. Otwieram drzwi, niektórzy wysiadają, w autobusie tłok, ale w lusterku robi się pusto. Wyczuwam ciszę w drzwiach, więc wciskam zamykanie drzwi. Piiiip, piiip, piiip i... w drugich drzwiach dostrzegam wychodzącą staruszkę z balkonikiem...  To jest moment. Już jestem pewny, że te drzwi ją przytrzasną. Pytanie tylko, jak mocno. Przyciskam jak szalony, bo c...

Nie pierwszy i nie ostatni

Dla mnie - człowieka humanisty, który jakoś tam chce zmieniać świat, ale nie ma zbyt wielkiego pojęcia na temat tego, jak ten świat działa od strony technicznej - wprowadzenie w obycie z pasażerami nie było tak trudne jak wdrożenie się do różnych czynności na zakładzie. Musiałem przejść przez solidną szkołę życia.  Kiedy przychodziłem do pracy kierowcy autobusu, miałem jakieś konkretne wyobrażenie na temat tego, jak to będzie. Tutaj będę taki, tam będę taki, w takich sytuacjach zachowam się tak, w innych inaczej. Człowiek od BHP już na wstępie mówił: ta praca cię zmieni, będziesz zupełnie inny. Nie chcę mówić, że śmiałem mu się w twarz, wtedy bardziej moja twarz wyglądała na wystraszoną. Ale teraz już wiem więcej, z czym to się je, mogę na spokojnie spojrzeć na pewne mity i fakty. Na wielu grupach dyskusyjnych jestem uznawany za tego, kto raczej buja w obłokach, uważa pasażerów za skarb i ogólnie jest z tego powodu dziwakiem. Wielu kierowców mówiło mi: słuchaj, pojeździ...