Przejdź do głównej zawartości

O dwóch staruszkach, przyklęku i wadze złota

Wiele miłych słów w tej pracy słyszałem, ale jeszcze nic mnie tak nie wzruszyło. To i ja dziękuję, że mogę służyć ludziom. I nawet jak nie zawsze się da, tak jak z tamtą panią z balkonikiem, trzeba próbować. Często wystarczy naprawdę niewiele: podanie godziny odjazdu, uśmiech, albo zrobienie przyklęku. To tak mało, a dla tych ludzi może być w danym momencie całym światem.



Linia 154. Jadę ulicą Elekcyjną w kierunku Ochoty. Przy Parku Moczydło wsiada drugimi drzwiami do mnie staruszka z balkonikiem. No to robię przyklęk, czyli obniżam wóz, żeby pani miała łagodniejsze wejście. Ruszamy dalej.

Dojeżdżam do przystanku Elekcyjna. Otwieram drzwi, niektórzy wysiadają, w autobusie tłok, ale w lusterku robi się pusto. Wyczuwam ciszę w drzwiach, więc wciskam zamykanie drzwi. Piiiip, piiip, piiip i... w drugich drzwiach dostrzegam wychodzącą staruszkę z balkonikiem... 

To jest moment. Już jestem pewny, że te drzwi ją przytrzasną. Pytanie tylko, jak mocno. Przyciskam jak szalony, bo czasami jest tak, że mam szansę zatrzymać zamykanie drzwi jeszcze w czasie zamykania. Nie wiem jak to się dzieje, ale... staruszka wychodzi bez szwanku. Mój organizm trochę mniej, bo aż się pocę ze stresu. Co by mogło się stać? Aż się boję pomyśleć. Ale to jest jedna z wielu sytuacji, w których jestem praktycznie bezradny.

Następne kółko, ul. Grójecka. Przy Halach Banacha wsiada pierwszymi drzwiami inna staruszka. Też ledwo trzymająca się na nogach, ale o własnych siłach. Wchodząc dziękuje mi. Tylko za co? Nie mam zielonego pojęcia. Nawet jej przyklęku nie zrobiłem. Wydaje się sympatyczna, więc się uśmiecham i kieruję do niej gest w stylu "nie ma sprawy".

Przy Dickensa widzę, że pani zaczyna się z powrotem przepychać do pierwszego wejścia. Jakby chciała wysiąść na następnym przystanku. Myślę sobie: skoro taka sympatyczna, a jednocześnie bezradna i nie do końca sprawna, podjadę wolno pod przystanek bliziutko krawężnika i zrobię jej największy przyklęk jaki potrafię.

Podjeżdżam, robię co zaplanowałem. Pani wysiadając oczywiście mówi "dziękuję bardzo". Ja w efekcie odpowiadam "proszę uprzejmie". A co na to staruszka? Swoim wesołym i miłym głosikiem odpowiada:


Jak myślący człowiek, to i wie jak pomóc starszej pani. Dziękuję.


Wiele miłych słów w tej pracy słyszałem, ale jeszcze nic mnie tak nie wzruszyło. To i ja dziękuję, że mogę służyć ludziom. I nawet jak nie zawsze się da, tak jak z tamtą panią z balkonikiem, trzeba próbować. Często wystarczy naprawdę niewiele: podanie godziny odjazdu, uśmiech, albo zrobienie przyklęku. To tak mało, a dla tych ludzi może być w danym momencie całym światem.



I to nie tak, że się chwalę, że jestem uczynny. Każdy kierowca, który potrafi zdobyć się chociaż na jeden malutki gest, jest na wagę złota. I ja wiem, że powinniśmy dostawać więcej kasy, i w ogóle. Ale tego się na banknoty przeliczyć nie da. Szerokości!

Odwiedźcie też mój fanpage na facebooku! :)

Komentarze

  1. Ekhem - szarpaki emitują podwójny sygnał (piiip, piiip) a nie potrójny 😜

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

O tym, jak przejechałem się ekspresówką

Myśli obojgu wędrują ku rondzie na skrzyżowaniu z Łabiszyńską. Tam można zawrócić i pojechać z powrotem do właściwej trasy. Tak też robię, zapewniany jednocześnie przez miłą pasażerkę, że nie jestem jedyny, który tak na tej linii pojechał. Chociaż tyle... Mapka ze strony ZTM Korzystając z "chwili" przerwy w jeżdżeniu postanowiłem sięgnąć odrobinę wstecz i przypomnieć sobie najbardziej wstydliwą, czasochłonną i stresującą pomyłkę w czasie pracy. I choć teraz to może się wydawać całkiem sympatyczne i wesołe, wtedy do śmiechu mi nie było. Pewne styczniowe popołudnie. Wyruszam linią 112 z parkingu pod Centrum Handlowym M1 w Markach. A skoro weekend, to i podróżnych obładowanych siatami nie brakuje. Atmosfera jest raczej luźna, a dzień senny, jakby tego dnia miało się nic szczególnego nie wydarzyć. Skręcam w lewo z Radzymińskiej w Trasę Toruńską. O dziwo idzie bardzo płynnie. Pamiętam artykuł o kierowcy, którzy stał grzecznie w koreczku na lewoskręcie, a inne autobu...

Nie pierwszy i nie ostatni

Dla mnie - człowieka humanisty, który jakoś tam chce zmieniać świat, ale nie ma zbyt wielkiego pojęcia na temat tego, jak ten świat działa od strony technicznej - wprowadzenie w obycie z pasażerami nie było tak trudne jak wdrożenie się do różnych czynności na zakładzie. Musiałem przejść przez solidną szkołę życia.  Kiedy przychodziłem do pracy kierowcy autobusu, miałem jakieś konkretne wyobrażenie na temat tego, jak to będzie. Tutaj będę taki, tam będę taki, w takich sytuacjach zachowam się tak, w innych inaczej. Człowiek od BHP już na wstępie mówił: ta praca cię zmieni, będziesz zupełnie inny. Nie chcę mówić, że śmiałem mu się w twarz, wtedy bardziej moja twarz wyglądała na wystraszoną. Ale teraz już wiem więcej, z czym to się je, mogę na spokojnie spojrzeć na pewne mity i fakty. Na wielu grupach dyskusyjnych jestem uznawany za tego, kto raczej buja w obłokach, uważa pasażerów za skarb i ogólnie jest z tego powodu dziwakiem. Wielu kierowców mówiło mi: słuchaj, pojeździ...