Przejdź do głównej zawartości

Wprowadzenie


3 sierpnia 2017. Dla mnie data szczególna, bo to właśnie wtedy zdałem egzamin państwowy na prawo jazdy kat. D - autobusy. To moja pasja od dziecka, szczególnie jeśli chodzi o pojazdy kursujące po Warszawie. To miasto bliskie mojemu sercu. Już jako kilkulatek lubiłem studiować mapy i zapamiętywać trasy linii autobusowych. Gdy inne dzieciaki zjeżdżały na zjeżdżalni albo tworzyły zamki z piasku w piaskownicy, ja siedziałem na parapecie i w oknie spoglądałem na autobusy. Koło mnie przejeżdżała linia 157. Pamiętam jak chodziłem na przystanek ręcznie spisywać rozkład jazdy. To były czasy! Kto by wtedy pomyślał, że godziny odjazdów będzie można sobie sprawdzić w sekundę na aplikacji.

Czemu tworzę blog? A nie mam pojęcia. Bo ktoś mi powiedział, że może bym jednak pisał coś o komunikacji. A co będę pisał, i czy będę pisał... czas pokaże. Ale jedno jest pewne - praca kierowcy autobusu to dla mnie pasja i misja. Chcę robić to, co kocham, ale też chcę poprzez swoją pracę służyć pasażerom. Ci bywają różni, jedni tacy, drudzy owacy, ale każdego trzeba traktować z szacunkiem i życzliwością. Chciałbym zarażać tą kulturą i uśmiechem innych. Chciałbym być radosnym kierowcą. :)

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

O tym, jak przejechałem się ekspresówką

Myśli obojgu wędrują ku rondzie na skrzyżowaniu z Łabiszyńską. Tam można zawrócić i pojechać z powrotem do właściwej trasy. Tak też robię, zapewniany jednocześnie przez miłą pasażerkę, że nie jestem jedyny, który tak na tej linii pojechał. Chociaż tyle... Mapka ze strony ZTM Korzystając z "chwili" przerwy w jeżdżeniu postanowiłem sięgnąć odrobinę wstecz i przypomnieć sobie najbardziej wstydliwą, czasochłonną i stresującą pomyłkę w czasie pracy. I choć teraz to może się wydawać całkiem sympatyczne i wesołe, wtedy do śmiechu mi nie było. Pewne styczniowe popołudnie. Wyruszam linią 112 z parkingu pod Centrum Handlowym M1 w Markach. A skoro weekend, to i podróżnych obładowanych siatami nie brakuje. Atmosfera jest raczej luźna, a dzień senny, jakby tego dnia miało się nic szczególnego nie wydarzyć. Skręcam w lewo z Radzymińskiej w Trasę Toruńską. O dziwo idzie bardzo płynnie. Pamiętam artykuł o kierowcy, którzy stał grzecznie w koreczku na lewoskręcie, a inne autobu...

Nie pierwszy i nie ostatni

Dla mnie - człowieka humanisty, który jakoś tam chce zmieniać świat, ale nie ma zbyt wielkiego pojęcia na temat tego, jak ten świat działa od strony technicznej - wprowadzenie w obycie z pasażerami nie było tak trudne jak wdrożenie się do różnych czynności na zakładzie. Musiałem przejść przez solidną szkołę życia.  Kiedy przychodziłem do pracy kierowcy autobusu, miałem jakieś konkretne wyobrażenie na temat tego, jak to będzie. Tutaj będę taki, tam będę taki, w takich sytuacjach zachowam się tak, w innych inaczej. Człowiek od BHP już na wstępie mówił: ta praca cię zmieni, będziesz zupełnie inny. Nie chcę mówić, że śmiałem mu się w twarz, wtedy bardziej moja twarz wyglądała na wystraszoną. Ale teraz już wiem więcej, z czym to się je, mogę na spokojnie spojrzeć na pewne mity i fakty. Na wielu grupach dyskusyjnych jestem uznawany za tego, kto raczej buja w obłokach, uważa pasażerów za skarb i ogólnie jest z tego powodu dziwakiem. Wielu kierowców mówiło mi: słuchaj, pojeździ...

O nówce sztuce, bródnowskim agresorze i uciekającym transporterze

Dojeżdżam do Marek, jakoś sobie zaczynam z tą jeżdżącą nowością radzić. Przygody zaczynają się w drugą stronę. W tamtych rejonach nie byłem już dawno. Pamiętam, że wyruszając z Marek i jadąc Trasą Toruńską muszę pilnować się lewego pasa, żeby zaliczyć przystanek Głębocka i wjechać odpowiednim wjazdem na górę na estakadę. Jadę więc bardzo niepewnie. Trzymam się tego lewego pasa. I nagle... coś mi nie gra. Dziwnie mój pas się jednoczy z tymi na głównej trasie. Obawiam się najgorszego. W pracy kierowcy są czasem takie dni, kiedy jeździ się spokojnie bez jakichś większych emocji, zdarzeń, niespodzianek, a na koniec wraca do domu i na pytanie najbliższych "jak było" stwierdza się, że w porządku, spokojnie, planowo. Zdarzają się jednak takie zmiany, podczas których tyle się dzieje, że po 10 godzinach pracy człowiek wraca do domu i ma wrażenie, że jeszcze przed chwilą zdobył ośmiotysięcznik (oczywiście to tylko słabe porównanie, bo wiem że tym górskim bohaterom do pięt nie ...