Przejdź do głównej zawartości

Perfekcja czy przypadek?

Nie ma to tamto, jedziemy. Znaczy wyjeżdżamy. Zerkam na rozkład mojej brygady. Jest kilka minut po 15:00, muszę dojechać na Cm. Wolski, żeby ruszyć z pasażerami kursem o 15:30. Mam dwie drogi - krótszą przez Dźwigową i ciut dłuższą Alejami Jerozolimskimi i Al. Prymasa Tysiąclecia. Wybieram jednak tę drugą. Akurat rozbujam wóz trochę większą prędkością na estakadach! - myślę sobie w duchu.



Linia 716. To mój debiut na tej trasie. Przyznam szczerze, że do tej pory nigdy nie zagłębiałem się w takie zakamarki Piastowa. Jest we mnie trochę ekscytacji, ale także i strachu, bo coś nowego, nowe ulice, nowe pasy, nowe przystanki, też nowi pasażerowie. :) Długa zmiana to nie jest, piątkowy popołudniowy szczyt.

Melduję się po 14:00, odbieram dokumenty, znajduję swój pojazd i zabieram się za odpalanie. Te Solarisy (jak na zdjęciu) są nazywane przez niektórych "alkomatami". Dlaczego? Otóż zanim odpalimy po raz pierwszy po długim czasie silnik, musimy dmuchnąć w alkomat. I to całkiem porządnie. Ja raz musiałem kilka razy dmuchać, bo ciągle wyskakiwał mi komunikat o "niewystarczającej próbce". Może płuca mam za słabe? :) Ale za to trzeźwiutki zawsze jak skowronek! Chociaż nie wiem, czy skowronki są trzeźwiutkie. Trzeba by ornitologa jakiegoś zapytać. Ale może innym razem!

Wszystko w pojeździe przygotowane, tylko odczuwam pewien dyskomfort. Mianowicie... w kabinie jest straaaaaasznie zimno. W silniku ok. 60 stopni (powinno być 80). I niby nic w tym dziwnego, bo to akurat mroźny dość dzień i potrzeba czasu, żeby wszystko się nagrzało. Ale... no litości, z 40 min silnik już pracuje! Z reguły po takim czasie choć trochę zaczynało grzać. A tutaj? Lipa.

Zatem wykonuję telefonik do BTS-u. To firma, która serwisuje na naszej zajezdni te autobusy. W większości młode chłopaki - dają radę! Są bardzo pomocni. Pytam, czy mogę podjechać, żeby sprawdzili czy wszystko jest ok z systemem grzewczym, bo ja tu zamarzam na śmierć! Słyszę: dobra, podjedź.

Wchodzę do budynku, odszukuję pokoik BTS-u, wchodzę i informuję jaki problem. Chłopaki mówią, że grzać będzie dopiero jak silnik uzyska temperaturę 80 stopni. W końcu teraz pełna automatyka, panie! No dobra, wracam zrezygnowany do autobusu z nadzieją, że przynajmniej usterkę możemy chyba odrzucić.

No ale w kabinie dalej zimno! Podjeżdżam do młodego kierowcy, który akurat kurzy szluga przed swoim wielkogabarytowym kabrioletem. Mówię:
- Cześć, słuchaj, jeździsz czasem BTS-ami? (tak mówimy czasem skrótowo na te autobusy)
- Zdarza się, a co?
- Chodź no, słuchaj, mam problem z niedogrzaną kabiną...
- Te wozy tak mają! Musisz wyjechać z zakładu i trochę go rozbujać na ulicach i będzie dobrze.

Nie ma to tamto, jedziemy. Znaczy wyjeżdżamy. Zerkam na rozkład mojej brygady. Jest kilka minut po 15:00, muszę dojechać na Cm. Wolski, żeby ruszyć z pasażerami kursem o 15:30. Mam dwie drogi - krótszą przez Dźwigową i ciut dłuższą Alejami Jerozolimskimi i Al. Prymasa Tysiąclecia. Wybieram jednak tę drugą. Akurat rozbujam wóz trochę większą prędkością na estakadach! - myślę sobie w duchu.

Wyjeżdżam w Aleje i... kooooooooorek. Oho, to się wpakowałem. No tak, zapomniałem że to przecież godziny szczytu, a nie żadna 4:00 czy 5:00, kiedy zwykle wyjeżdżam z zakładu. Mam niewiele czasu, żeby przyjechać na pętlę. Fajnie mi się dzień zaczyna, nie ma co. Nie dość, że debiut na linii, więc do końca trasy nie znam, to jeszcze zacznę ją od spóźnienia. Nie bez przyczyny kiedyś Robert Górski składając ze sceny życzenia powiedział: wszystkiego najlepszego zarówno w życiu zawodowym jak i osobistym, choć nie wiadomo dlaczego wszyscy te dwie rzeczy oddzielają, bo przecież wiadomo że jak się pieprzy to wszystko naraz. :)

Jest godz. 15:20. Jestem jakoś przy Śmigłowca. Stoję w wielkim korku. Troszkę wściekły tą całą sytuacją. Ale jest jeden pozytyw - kabina mi się zaczyna nagrzewać! Skoro stoję w koreczku, to zaciągam ręczny, wstaję i zdejmuję kurtkę. Nie cierpię jeździć w grubym odzieniu, gdyż bardzo to krępuje ruchy. Zresztą jak wygląda kierowca w kurtce zimowej i czapce za kierownicą? To jest szofer z prawdziwego zdarzenia?!

5 min później. Skręcam w Al. Prymasa Tysiąclecia. Nie za ciekawie. Teraz toczy się walka, żeby spóźnienie nie było zbyt duże. Oby tylko duży też nie był korek przed Kasprzaka. Jakoś na szczęście mi się szybko udaje przelecieć, a dalej zostaje już ostatnia prosta.

Na pętlę wjeżdżam o 15:29:30... Podjeżdżam po zmarzniętych pasażerów, wpisuję w kartę stan licznika i czas przyjazdu, i... ruszam co do sekundy. Perfekcja to chyba moje drugie imię. A może po prostu przypadek? Do wyjazdu z Warszawy trasę raczej znam, więc mogę w tym czasie powoli ochłonąć. A dalej... się zobaczy. :)


A jak się Wam podoba to co piszę lub macie jakieś uwagi, zajrzyjcie na facebooka i coś skubnijcie. Szerokości!

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

O dwóch staruszkach, przyklęku i wadze złota

Wiele miłych słów w tej pracy słyszałem, ale jeszcze nic mnie tak nie wzruszyło. To i ja dziękuję, że mogę służyć ludziom. I nawet jak nie zawsze się da, tak jak z tamtą panią z balkonikiem, trzeba próbować. Często wystarczy naprawdę niewiele: podanie godziny odjazdu, uśmiech, albo zrobienie przyklęku. To tak mało, a dla tych ludzi może być w danym momencie całym światem. Linia 154. Jadę ulicą Elekcyjną w kierunku Ochoty. Przy Parku Moczydło wsiada drugimi drzwiami do mnie staruszka z balkonikiem. No to robię przyklęk, czyli obniżam wóz, żeby pani miała łagodniejsze wejście. Ruszamy dalej. Dojeżdżam do przystanku Elekcyjna. Otwieram drzwi, niektórzy wysiadają, w autobusie tłok, ale w lusterku robi się pusto. Wyczuwam ciszę w drzwiach, więc wciskam zamykanie drzwi. Piiiip, piiip, piiip i... w drugich drzwiach dostrzegam wychodzącą staruszkę z balkonikiem...  To jest moment. Już jestem pewny, że te drzwi ją przytrzasną. Pytanie tylko, jak mocno. Przyciskam jak szalony, bo czasa

O tym, jak przejechałem się ekspresówką

Myśli obojgu wędrują ku rondzie na skrzyżowaniu z Łabiszyńską. Tam można zawrócić i pojechać z powrotem do właściwej trasy. Tak też robię, zapewniany jednocześnie przez miłą pasażerkę, że nie jestem jedyny, który tak na tej linii pojechał. Chociaż tyle... Mapka ze strony ZTM Korzystając z "chwili" przerwy w jeżdżeniu postanowiłem sięgnąć odrobinę wstecz i przypomnieć sobie najbardziej wstydliwą, czasochłonną i stresującą pomyłkę w czasie pracy. I choć teraz to może się wydawać całkiem sympatyczne i wesołe, wtedy do śmiechu mi nie było. Pewne styczniowe popołudnie. Wyruszam linią 112 z parkingu pod Centrum Handlowym M1 w Markach. A skoro weekend, to i podróżnych obładowanych siatami nie brakuje. Atmosfera jest raczej luźna, a dzień senny, jakby tego dnia miało się nic szczególnego nie wydarzyć. Skręcam w lewo z Radzymińskiej w Trasę Toruńską. O dziwo idzie bardzo płynnie. Pamiętam artykuł o kierowcy, którzy stał grzecznie w koreczku na lewoskręcie, a inne autobu

Poranne i wieczorne OC

Kiedyś słyszałem takie zabawne słowa, że fajnie być kierowcą autobusu, bo kiedy ty jedziesz do pracy, on już jest w pracy. Coś w tym jest. Jednak pomyśl sobie, że jak czekasz na pętli w - de facto - środku nocy (o 5:00 na przykład), podjeżdża do Ciebie przejazd techniczny, a kierowca dopiero wyjmuje dechy z Twoją linią, to to wcale nie jest dla niego początek pracy. Tak naprawdę on na zakładzie musi być... jakieś półtorej godziny wcześniej. Jak wygląda praca kierowcy autobusu, gdy go nie widzicie? Zmiana A Jeśli mam np. w grafiku rozpoczęcie pracy o godz. 4:12, to to wcale nie oznacza, ze o 4:12 mam się zameldować. Pracodawca daje mi zaledwie 15 min na wszystkie czynności przedwyjazdowe, co oznacza że - jak sobie łatwo dodamy - wyjazd mam wtedy o 4:27. Na zakładzie warto więc być jakieś pół godziny wcześniej. Są tacy, którzy bywają i godzinę przed. Zostańmy przy tej godzinie wyjazdu. Melduję się więc powiedzmy ok. 3:30-3:40, żeby na spokojnie zdążyć przygotować wóz. Co