Dziś wpis zbiorczy. Zebrałem inne pytania, które mi zadaliście ostatnio, i postanowiłem na nie pokrótce odpowiedzieć. Oczywiście na tyle, ile wiem, oraz z własnego - malutkiego - doświadczenia.
To co? Zaczynamy? :)
Wiktor pyta o linie miejskie i podmiejskie:
Oj, to są dwa różne światy. W tej pracy fajne jest to, że każdy dzień jest inny. Jednego razu męczysz się w korkach, na pokładzie masz tłok, co chwilę jakieś utrudnienia, a 24 godziny później płyniesz trasą wylotową na obrzeża z "miejscowymi" w przedziale pasażerskim, cokolwiek to oznacza. ;)
Jeśli pytasz, co lepsze... Zdecydowanie linie po wioskach. Bez zbędnego gadania. Myślę, że to jakby się zapytać: wolisz relaks czy ciągły zapieprz? Niemniej jazda przez centrum miasta też jest fajna. Gdybym jeździł non stop poza miastem, pewnie bym się zanudził. Warszawa to jednak Warszawa. Mimo że czuję się dość słabym kierowcą i mocno przeciętnym jeśli chodzi o zdolności, to pracuję w jednej z najlepszych firm komunikacyjnych w Polsce (jeśli nie najlepszej) i to do czegoś zobowiązuje - żebym nie szedł na łatwiznę, tylko woził ludzi po jednym z najtrudniejszych obszarów do podróżowania - centrum stolicy Polski.
To teraz Tomek i pytania o blokowanie zatoczek autobusowych:
To problem znany nie od dziś. Wielu kierowców ma różne sposoby na osobówki parkujące w zatokach: jedni bluzgają, inni robią zdjęcia i podsyłają gdzie trzeba, jeszcze inni na złość (chyba pasażerom) wysadzają ludzi wprost na maskę auta... Ja nie mam jakiejś złośliwej natury. Wychodzę z założenia, że nikt nie robi tego specjalnie, tylko albo z niewiedzy, albo z tego, że po prostu inaczej się nie da. No bo towar trzeba rozładować do sklepu, a ciężko żeby facet latał z tyloma kilogramami pakunków przez pół ulicy. ;) Myślę, że trzeba być wyrozumiałym i sobie pomagać. No ale wiadomo, że nie zawsze da się być spokojnym, gdy co chwilę są jakieś problemy z prawidłowym wjechaniem w zatoczkę.
Co kierowca powinien zrobić, żeby bezpiecznie obsłużyć przystanek? Myślę, że to kwestia zdrowego rozsądku. Przepisy mówią jasno, gdzie szofer zobowiązany jest zatrzymać pojazd. Ale tam jest też napisane, że w przypadku zablokowania zatoczki kierowca powinien stanąć możliwie blisko przystanku w taki sposób, by pasażerowie mogli bezpiecznie wysiąść lub wsiąść. Ciężko dokładniej to precyzować, bo każda sytuacja jest inna.
I myślę, że wiele zależy właśnie od sytuacji. Jeśli mam na pokładzie kilka osób, a na przystanku oczekuje młody chłopak, który wbiegnie wręcz do pojazdu z dużą prędkością, to kombinowanie z podjechaniem jak najbliższym do zatoczki może okazać się sztuką dla sztuki, bo kierowca więcej się namęczy niż z tego pożytku będzie. Ale jeśli jest tłok, a do pojazdu chce wsiąść mama z wózkiem dziecięcym, oczywiste jest, że powinienem próbować chociaż podjechać w taki sposób, żeby ta pani mogła w sposób bezpieczny wsiąść do autobusu.
A co jeśli trzeba wypuścić pasażerów na środek ulicy? Tutaj już przepisy mówią jasno - pierwszymi drzwiami. Jeśli sytuacja jest na tyle niebezpieczna, że pasażer wysiadający jest narażony na niebezpieczeństwo, to wtedy kierowca wysiada pierwszy i asystuje przy opuszczaniu pojazdu każdemu pasażerowi. Ale to są rzadkie sytuacje.
Nie jestem też specjalistą od przepisów. Sam uważam, że najważniejszy jest zdrowy rozsądek, bo każda sytuacja jest inna i to od kierowcy i jego trzeźwego myślenia zależy, jakie podejmie się kroki. Bo jemu najlepiej ocenić stopień niebezpieczeństwa w danym momencie.
To jeszcze Agata i problem motocyklowy:
Motocykle same w sobie mi nie przeszkadzają. Ale sposób zachowania się motocyklistów pozostawia wiele do życzenia. Niestety często pojawiają się znienacka, przez co nawet nie jestem w stanie jakoś zareagować. I w ten sposób wszystko jest w rękach tego motocyklisty - czy akurat zrobi dobry manewr w tak szybkim tempie, czy może coś nie wyjdzie i będzie tragedia...
Reasumując - ja jestem na nie, ale nie wynika to z jakiejś złośliwości, a troski o bezpieczeństwo zarówno pasażerów autobusu, jak i samego motocyklisty.
Mam świadomość, że tematów nie wyczerpałem w zupełności. Może kiedyś jeszcze do nich powrócę. :)
Szerokości!
To co? Zaczynamy? :)
Wiktor pyta o linie miejskie i podmiejskie:
Oj, to są dwa różne światy. W tej pracy fajne jest to, że każdy dzień jest inny. Jednego razu męczysz się w korkach, na pokładzie masz tłok, co chwilę jakieś utrudnienia, a 24 godziny później płyniesz trasą wylotową na obrzeża z "miejscowymi" w przedziale pasażerskim, cokolwiek to oznacza. ;)
Jeśli pytasz, co lepsze... Zdecydowanie linie po wioskach. Bez zbędnego gadania. Myślę, że to jakby się zapytać: wolisz relaks czy ciągły zapieprz? Niemniej jazda przez centrum miasta też jest fajna. Gdybym jeździł non stop poza miastem, pewnie bym się zanudził. Warszawa to jednak Warszawa. Mimo że czuję się dość słabym kierowcą i mocno przeciętnym jeśli chodzi o zdolności, to pracuję w jednej z najlepszych firm komunikacyjnych w Polsce (jeśli nie najlepszej) i to do czegoś zobowiązuje - żebym nie szedł na łatwiznę, tylko woził ludzi po jednym z najtrudniejszych obszarów do podróżowania - centrum stolicy Polski.
To teraz Tomek i pytania o blokowanie zatoczek autobusowych:
To problem znany nie od dziś. Wielu kierowców ma różne sposoby na osobówki parkujące w zatokach: jedni bluzgają, inni robią zdjęcia i podsyłają gdzie trzeba, jeszcze inni na złość (chyba pasażerom) wysadzają ludzi wprost na maskę auta... Ja nie mam jakiejś złośliwej natury. Wychodzę z założenia, że nikt nie robi tego specjalnie, tylko albo z niewiedzy, albo z tego, że po prostu inaczej się nie da. No bo towar trzeba rozładować do sklepu, a ciężko żeby facet latał z tyloma kilogramami pakunków przez pół ulicy. ;) Myślę, że trzeba być wyrozumiałym i sobie pomagać. No ale wiadomo, że nie zawsze da się być spokojnym, gdy co chwilę są jakieś problemy z prawidłowym wjechaniem w zatoczkę.
Co kierowca powinien zrobić, żeby bezpiecznie obsłużyć przystanek? Myślę, że to kwestia zdrowego rozsądku. Przepisy mówią jasno, gdzie szofer zobowiązany jest zatrzymać pojazd. Ale tam jest też napisane, że w przypadku zablokowania zatoczki kierowca powinien stanąć możliwie blisko przystanku w taki sposób, by pasażerowie mogli bezpiecznie wysiąść lub wsiąść. Ciężko dokładniej to precyzować, bo każda sytuacja jest inna.
I myślę, że wiele zależy właśnie od sytuacji. Jeśli mam na pokładzie kilka osób, a na przystanku oczekuje młody chłopak, który wbiegnie wręcz do pojazdu z dużą prędkością, to kombinowanie z podjechaniem jak najbliższym do zatoczki może okazać się sztuką dla sztuki, bo kierowca więcej się namęczy niż z tego pożytku będzie. Ale jeśli jest tłok, a do pojazdu chce wsiąść mama z wózkiem dziecięcym, oczywiste jest, że powinienem próbować chociaż podjechać w taki sposób, żeby ta pani mogła w sposób bezpieczny wsiąść do autobusu.
A co jeśli trzeba wypuścić pasażerów na środek ulicy? Tutaj już przepisy mówią jasno - pierwszymi drzwiami. Jeśli sytuacja jest na tyle niebezpieczna, że pasażer wysiadający jest narażony na niebezpieczeństwo, to wtedy kierowca wysiada pierwszy i asystuje przy opuszczaniu pojazdu każdemu pasażerowi. Ale to są rzadkie sytuacje.
Nie jestem też specjalistą od przepisów. Sam uważam, że najważniejszy jest zdrowy rozsądek, bo każda sytuacja jest inna i to od kierowcy i jego trzeźwego myślenia zależy, jakie podejmie się kroki. Bo jemu najlepiej ocenić stopień niebezpieczeństwa w danym momencie.
To jeszcze Agata i problem motocyklowy:
Motocykle same w sobie mi nie przeszkadzają. Ale sposób zachowania się motocyklistów pozostawia wiele do życzenia. Niestety często pojawiają się znienacka, przez co nawet nie jestem w stanie jakoś zareagować. I w ten sposób wszystko jest w rękach tego motocyklisty - czy akurat zrobi dobry manewr w tak szybkim tempie, czy może coś nie wyjdzie i będzie tragedia...
Reasumując - ja jestem na nie, ale nie wynika to z jakiejś złośliwości, a troski o bezpieczeństwo zarówno pasażerów autobusu, jak i samego motocyklisty.
Mam świadomość, że tematów nie wyczerpałem w zupełności. Może kiedyś jeszcze do nich powrócę. :)
Szerokości!
Komentarze
Prześlij komentarz