Do samych Szamot spędzamy
"miło" czas na rozmowie. A raczej ja na słuchaniu jego ciekawych
monologów dotyczących życiowych historii. Wjeżdżam do Szamot, Tomek wyłania się
z ciemności i niczym agent 007 biega po całej pętli filmując komórką. Jest ok.
22:00, wszędzie ciemno dookoła. Zajeżdżam na przystanek, a kolega wparowuje do
autobusu drugimi drzwiami, podbiega do mnie i filmuje. Po czym staje przy
pierwszych drzwiach.
Przez najbliższe prawie dwa miesiące najprawdopodobniej z powodów zdrowotnych nie będę jeździł autobusem. Ale żeby to nie był czas zmarnowany na blogu, postanowiłem wykorzystać go do... odpowiadania na Wasze pytania. Zadajecie ich dużo w komentarzach na facebooku i bardzo się z tego cieszę. Na najciekawsze postaram się odpowiedzieć osobnymi wpisami. Zaczynamy!
Linia 187. Stoję posłusznie w koreczku przed Rondem Jazdy Polskiej w kierunku Ursusa. Pas do jazdy na wprost, środkowy. Nagle w osobówce stojącej koło mnie na lewym pasie okienko się uchyla, a młody kierowca do mnie pokornym głosem:
- Przepraszam, wpuści mnie pan?
***
Linia 191. Dojeżdżam do ronda na skrzyżowaniu Ryżowej z Kleszczową. Wjeżdżam na nie i chcę przepuścić jadący Kleszczową 517.
No jedź pan! - macham.
Kierowca pokazuje, żebym jednak jechał, sugerując że coś z tyłu jest nie tak.
Linia 171. Jakoś wcześnie rano. Dojeżdżam na przystanek Krucza w kierunku Bemowa. Tam kilka dziewczyn w wyraźnym stanie poimprezowego upojenia i z rozweselonymi minami. Gdy otwierają się drzwi, one zaczynają się... tulić na pożegnanie. No jak na lotnisku - słowo daję! Czekam, czekam, czekam, a one dalej się obściskują i całują. No to zamykam drzwi. Gdy się dwie dziewczyny zorientowały, zaczęły... pukać w te drzwi. :)
***
Linia 703. Jeździ ze mną Tomek, kolega. Oczywiście na pierwszym siedzeniu pasażerskim, wszystko w sposób bezpieczny. Na ostatnim kółku wpadamy na pomysł, że w drodze do Kosowa Tomek wysiądzie w Szamotach i poczeka, aż będę wracał z pętli, to nagra film z mojego przyjazdu na jego przystanek. A jest on specyficzny, bo wygląda jak pętla (zresztą to jest były kraniec). Żeby obsłużyć przystanek, trzeba specjalnie na tę pętlę wjechać i podjechać pod wiatę.
Pusty autobus, bo żywej duszy w okolicy nie ma (martwej też). Wydawać by się mogło, że sytuacja jest idealna na takie zabawy. Tomek wysiada, ja sam dojeżdżam do Kosowa. 8 minut przerwy, więc chwila relaksu, bo odwiedziny znajomych są fajne, ale czasem bywają męczące.
Pusty autobus. Wyciągam sobie Kinder Bueno i telefon, za chwilę słyszę z wnętrza autobusu:
Przez najbliższe prawie dwa miesiące najprawdopodobniej z powodów zdrowotnych nie będę jeździł autobusem. Ale żeby to nie był czas zmarnowany na blogu, postanowiłem wykorzystać go do... odpowiadania na Wasze pytania. Zadajecie ich dużo w komentarzach na facebooku i bardzo się z tego cieszę. Na najciekawsze postaram się odpowiedzieć osobnymi wpisami. Zaczynamy!
Iwona napisała:
Czy przydarzyła się Panu jakaś zabawna sytuacja w pracy?
Wiele. Mnóstwo. Całe serie zabawnych sytuacji.
***
Linia 184.
Pierwszy śnieg ubiegłej jesieni. Ciekawe doświadczenie, ale świeże dla mnie.
Oczywiście tradycyjnie w takich momentach spokojna jazda i dość spore
opóźnienia. W pewnym momencie przyjeżdżam na Szczęśliwice ok. 10:00. Nawet nie
jestem bardzo spóźniony, ale jestem jakoś tak na odjazd. Wjeżdżam na pętlę, a tam... dwa poprzednie autobusy jeszcze stoją. Myślę sobie: pewnie sterowanie
bezpośrednie, czyli po prostu muszę iść do ekspedycji się zameldować i dostanę
nową późniejszą godzinę wyjazdu.
Zdążam wypuścić pasażerów i zamknąć wóz, a za
mną podjeżdżają... kolejne dwa 184. :) Gdy docieram do ekspedycji, jeszcze
podjeżdża kolejny. Łącznie... 6 autobusów linii 184 na Szczęśliwicach. Każdy
zamknięty, a na przystanku spory tłumek oczekujących pasażerów. Wchodzę do
ekspedycji, a tam... zebranie. Sześciu kierowców łącznie ze mną debatuje, co
teraz!
Pani ekspedytor
po kolei rzuca nam wyzwania:
- Ty
pojedziesz na przystanek Koło przejazdem technicznym i tam się włączysz na
linię.
- Ty się
włączysz od Ronda Zesłańców Syberyjskich.
- Ty
odjedziesz o tej i o tej godzinie ze Szczęśliwic.
- No a ja? -
Pytam z zaciekawieniem.
- A ty
zdejmuj dechy i leć na Młociny, tam się włączysz zgodnie z rozkładem.
No cóż.
Wychodzi stado kierowców niczym żołnierze po wojnie do kobiet i dzieci. Co teraz
będzie? No to tak, trzeba jakoś tego Tetrisa rozebrać. Ja stoję jako drugi, ten
pierwszy zabierze pasażerów, ale ja muszę jakoś wyjechać i jechać na pusto na
te Młociny. Kolega słusznie podejmuje inicjatywę pokierowania ruchem autobusów.
I tak oto spora garść pasażerów stukająca "kopytami" z zimna
obserwuje poważną logistyczną imprezę szoferów. Któryś pewnie ich zabierze -
myślą. I zgadli. Ale jak długo czekali aż się poukładamy, nie wiem.
***
Znowu linia
184. Czuję święta. Ostatni półkurs. Ruszam z Metra Wawrzyszew w
kierunku Szczęśliwic. Na pokładzie tłum ludzi, a wśród nich... trzy choinki, w
tym jedna bardzo wielka po środku trzymana przez pewnego starszego pana. Jej
zapach czuję w kabinie. Czekam, że zaraz ktoś wyjmie opłatek i ludzie zaczną
śpiewać kolędy.
***
Linia 187. Stoję posłusznie w koreczku przed Rondem Jazdy Polskiej w kierunku Ursusa. Pas do jazdy na wprost, środkowy. Nagle w osobówce stojącej koło mnie na lewym pasie okienko się uchyla, a młody kierowca do mnie pokornym głosem:
- Przepraszam, wpuści mnie pan?
Można? Można! Panu udało się jeszcze zjechać na prawy pas i skręcić w
kierunku centrum.
***
Linia 191. Dojeżdżam do ronda na skrzyżowaniu Ryżowej z Kleszczową. Wjeżdżam na nie i chcę przepuścić jadący Kleszczową 517.
No jedź pan! - macham.
Kierowca pokazuje, żebym jednak jechał, sugerując że coś z tyłu jest nie tak.
We trójkę zablokowaliśmy
rondo. Chyba nie muszę niczego dodawać, ale widok dla mnie był komiczny. Nie
mogłem się nim zbyt długo nacieszyć, bo do mnie należał pierwszy ruch w
odblokowaniu koreczka. :)
***
Linia 171. Jakoś wcześnie rano. Dojeżdżam na przystanek Krucza w kierunku Bemowa. Tam kilka dziewczyn w wyraźnym stanie poimprezowego upojenia i z rozweselonymi minami. Gdy otwierają się drzwi, one zaczynają się... tulić na pożegnanie. No jak na lotnisku - słowo daję! Czekam, czekam, czekam, a one dalej się obściskują i całują. No to zamykam drzwi. Gdy się dwie dziewczyny zorientowały, zaczęły... pukać w te drzwi. :)
***
Linia 703. Jeździ ze mną Tomek, kolega. Oczywiście na pierwszym siedzeniu pasażerskim, wszystko w sposób bezpieczny. Na ostatnim kółku wpadamy na pomysł, że w drodze do Kosowa Tomek wysiądzie w Szamotach i poczeka, aż będę wracał z pętli, to nagra film z mojego przyjazdu na jego przystanek. A jest on specyficzny, bo wygląda jak pętla (zresztą to jest były kraniec). Żeby obsłużyć przystanek, trzeba specjalnie na tę pętlę wjechać i podjechać pod wiatę.
Pusty autobus, bo żywej duszy w okolicy nie ma (martwej też). Wydawać by się mogło, że sytuacja jest idealna na takie zabawy. Tomek wysiada, ja sam dojeżdżam do Kosowa. 8 minut przerwy, więc chwila relaksu, bo odwiedziny znajomych są fajne, ale czasem bywają męczące.
Pusty autobus. Wyciągam sobie Kinder Bueno i telefon, za chwilę słyszę z wnętrza autobusu:
- Za ile pan odjeżdża?
Patrzę, a z
ciemności wyłania się jegomość. Wydaje się sympatyczny. Odpowiadam mu więc, że
za 4 minuty. Za chwilę zaczynam wyczuwać woń alkoholu. Pan już sporo wstawiony
zaczyna paplać na różne tematy. Nawet sympatyczny gość. Opowiada, że jest z
Elbląga, a mieszka w Wolicy i potrzebuje się tam dostać. Opowiada, jak to był
kiedyś kibicem szalikowcem. Mówi, że miał temat do przemyślenia i musiał się
napić. Jest dość wesoło, zwłaszcza że gość ma śmieszny głos po procentach.
Ruszamy więc. Ja i on. Siedzi akurat na siedzeniu, na którym wcześniej był
Tomek.
Do samych
Szamot spędzamy "miło" czas na rozmowie. A raczej ja na słuchaniu
jego ciekawych monologów dotyczących życiowych historii. Wjeżdżam do Szamot,
Tomek wyłania się z ciemności i niczym agent 007 biega po całej pętli filmując
komórką. Jest ok. 22:00, wszędzie ciemno dookoła. Zajeżdżam na przystanek, a
kolega wparowuje do autobusu drugimi drzwiami, podbiega do mnie i filmuje. Po
czym staje przy pierwszych drzwiach.
A ten pijany do niego:
- Eeeej... co
to k*** jest, wbiegasz do autobusu, k*** nawet się nie przywitasz, ani nic...
co jest!
Jeden
wstawiony robi imprezę w autobusie, drugi na kompletnym zaułku wbija do środka
niczym służby specjalne filmując każdy zakamarek autobusu... To był ten moment,
gdy myślałem że padnę ze śmiechu. Było wesoło, nie powiem. :)
***
I na koniec mały bis.
Ja już różne dziwne rzeczy widziałem w komunikacji, ale...
Jadę jako pasażer. Do 127 wchodzi pani z dużym wózkiem dziecięcym. A co
w wózku? Dwa pieski. Starannie zakryte osłonką.
Szerokości!
Komentarze
Prześlij komentarz