Przejdź do głównej zawartości

Rezerwiści, do boju!

Generalnie jeśli nic się nie dzieje, to... się nic nie dzieje. Siedzimy sobie na dyspozytorni i liczymy kafelki. Tzn. myślę, że każdy ma jakiś swój sposób na zapełnienie nudy. Niemniej zazwyczaj się coś dzieje. A co się może dziać?


Ostatnio pisałem o tym, jak wygląda poranne i wieczorne OC. Każdego dnia wyjeżdżając na linię i z niej zjeżdżając jesteśmy do tzw. Obsługi Codziennej zobowiązani. Ale nie zawsze wg grafiku wyjeżdżamy na linię. Przynajmniej nie od razu. Czasem dostajemy coś, co się nazywa tajemniczo "rezerwą".

Rezerwę dostajemy w grafiku przede wszystkim dla wyrównania naszego czasu pracy. Mamy określony nominał godzin do przepracowania w miesiącu. Wiadomo jednak, że nie zawsze się da, by planiści przypisali nam akurat takie brygady, które zapewnią konkretną liczbę godzin. Dlatego z tego, co zbywa, zostaje rezerwa.

Rezerwa ma jednak jeszcze głębszy sens. Otóż ma ona na celu zapewnienie płynności kursowania komunikacji miejskiej. No bo przecież może się zdarzyć, że jakiś kierowca się gorzej poczuje, albo zdarzy mu się kolizja, albo w ostatniej chwili weźmie urlop na żądanie, bo mu się dziecko rozchoruje, prawda? Coś i ktoś wtedy musi za niego jeździć. Pasażerowie na lodzie zostawieni być nie mogą. Nawet zimą. ;)

Kiedy widzę w swoim grafiku na dany dzień rezerwę, wiem że dzień wcześniej muszę sprawdzić wyprawkę. To jest taki dokument, który każdego dnia grafikowcy drukują, a w którym znajdziemy informacje o wszelkich zmianach w grafikach. No bo tworzone one są na cały miesiąc, a przecież w ciągu miesiąca wiele rzeczy może się zmienić - np. jakaś linia zmieni rozkład jazdy (a co za tym idzie kierowcy też w innych godzinach będą jeździć), jakiś kierowca poprosi o urlop, albo zamianę w grafiku - okoliczności mnóstwo się pojawia.

W wyprawce mogę natknąć się na jedną z dwóch opcji. Pierwsza - rezerwa. Czyli wiem, że nic się w tej materii nie zmieniło, przychodzę do oddziału i dyżuruję. A druga? Dostaję w grafiku jakąś linię na następny dzień. Czasem po prostu grafikowcy już dzień wcześniej wiedzą, że jest potrzeba zapełnienia luki personalnej (jak ładnie to nazwałem!) po kimś i od razu przydzielają linię.

Załóżmy, że jednak rezerwa. Przychodzę na określoną godzinę do pracy. Melduję się na dyspozytorni i informuję, w jakim celu przyszedłem. A co dalej się dzieje - to już totalna przygoda. :) Może być różnie.

Jedną z najczęstszych czynności, które kierowca wykonuje na początku rezerwy, jest przygotowanie jakiegoś wozu (albo kilku wozów). Dlaczego? Jeśli dyspozytor dostaje cynk, że potrzebny na jakiejś linii kierowca, zazwyczaj nie ma czasu na całe OC wyjazdowe (więcej o porannym OC TUTAJ). Szoferzy więc wcześniej przygotowują pojazd, a potem - gdy istnieje taka potrzeba - tylko odpalają i ruszają z bramy zakładu.

Generalnie jeśli nic się nie dzieje, to... się nic nie dzieje. Siedzimy sobie na dyspozytorni i liczymy kafelki. Tzn. myślę że każdy ma jakiś swój sposób na zapełnienie nudy. Niemniej zazwyczaj się coś dzieje. Co się może dziać?

Dyspozytor wzywa po numerze służbowym. Wywołany kierowca podchodzi do okienka, odbiera dokumenty i wysłuchuje dokładnej instrukcji. Zazwyczaj jest to podmiana wozu, albo włączenie się na linię za kogoś.

Czym jest podmiana wozu? Czasem nie trzeba skomplikowanej operacji. Bywają sytuacje, w których jedynym problemem są np. zepsute drzwi, a kierowca jak najbardziej dalej może jeździć. Wtedy zazwyczaj robi się tak, że kierowca rezerwista jedzie nowym wozem na określony kraniec. Tam następuje spotkanie obu szoferów, po czym ten do tej pory jeżdżący przechodzi do nowego pojazdu i jeździ dalej, a rezerwista bierze zepsuty wóz, wraca z nim na zakład i przechodzi OC zjazdowe. Jest to też dobra opcja dla pasażerów, bo nie powoduje żadnych strat w rozkładzie. Po prostu następuje szybka i bezproblemowa podmiana autobusów.

Czasami jednak trzeba się włączyć na linię za kogoś. Wyobraźmy sobie, że jakiś kierowca ma kolizję. Wtedy on musi zostać na miejscu zdarzenia razem z przeciwnikiem, z Nadzorem Ruchu, nierzadko z policją. Bywają też sytuacje, w których np. kierowca nie może dalej jechać, bo się gorzej poczuł. Wtedy rezerwista po prostu jedzie na jakiś określony przez dyspozytora przystanek i tam włącza się na linię w porze kursowania tej brygady, którą obsługiwał tamten kierowca. Na długo? Różnie. Najczęściej do końca zmiany, ale bywa że np. tylko do czasu, kiedy tamten kierowca nie wróci na trasę.

Są też różne inne tricki. Każdą brygadę obsługuje konkretny zakład. Czyli jeśli np. codziennie czekacie na autobus, który wg rozkładu przyjedzie powiedzmy o 7:40, to szybko się zorientujecie, że zawsze o tej porze (o ile autobus przyjeżdża wg rozkładu, a nie jest spóźniony) pojazd obsługuje konkretna zajezdnia. Czasem bywa jednak tak, że z powodu np. braku kierowców inna zajezdnia musi wysłać kogoś, żeby jeździł za inny zakład. Najczęściej do czasu, kiedy ten drugi oddział będzie w stanie wypuścić w trasę kogoś swojego.

Mam wrażenie, że tematu nie wyczerpałem nawet w 1/4. Jeśli macie jakieś pytania, zapraszam do zadawania pytań w komentarzach. Niemniej na koniec chciałbym zwrócić jeszcze uwagę na to, co jest charakterystyczne dla rezerw. Otóż... jeśli akurat tak się złożyło, że siedzimy na dyżurze całą zmianę, to kończymy pracę o określonej porze końca rezerwy dla nas. Zazwyczaj jednak kończymy rezerwę gdzieś w trasie (tam, gdzie nas wyślą). Wtedy możemy skończyć o różnych porach. Dyspozytorzy jednak patrzą na to, ile nam czasu do końca pracy zostało. I w ten sposób np. kogoś zaczynającego dyżur wyślą na długą linię, kogoś, komu zostało 2 godziny, wyślą na podmianę, a komuś, kto już powoli kończy, polecą dotankować jakieś wozy na zakładzie. Bo to też czasem zadanie rezerwistów. Ale kawy dyspozytorom chyba robić nie musimy. ;)


A co w przypadku, gdy kierowca z jakiegoś powodu zjedzie na zakład, bo miał np. kolizję, albo awarię, i ktoś się już za niego włączył do ruchu? No cóż. Melduje się na dyspozytorni i resztę czasu pracy spędza na... rezerwie. :) Także nic w przyrodzie nie ginie. Szerokości!

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

O dwóch staruszkach, przyklęku i wadze złota

Wiele miłych słów w tej pracy słyszałem, ale jeszcze nic mnie tak nie wzruszyło. To i ja dziękuję, że mogę służyć ludziom. I nawet jak nie zawsze się da, tak jak z tamtą panią z balkonikiem, trzeba próbować. Często wystarczy naprawdę niewiele: podanie godziny odjazdu, uśmiech, albo zrobienie przyklęku. To tak mało, a dla tych ludzi może być w danym momencie całym światem. Linia 154. Jadę ulicą Elekcyjną w kierunku Ochoty. Przy Parku Moczydło wsiada drugimi drzwiami do mnie staruszka z balkonikiem. No to robię przyklęk, czyli obniżam wóz, żeby pani miała łagodniejsze wejście. Ruszamy dalej. Dojeżdżam do przystanku Elekcyjna. Otwieram drzwi, niektórzy wysiadają, w autobusie tłok, ale w lusterku robi się pusto. Wyczuwam ciszę w drzwiach, więc wciskam zamykanie drzwi. Piiiip, piiip, piiip i... w drugich drzwiach dostrzegam wychodzącą staruszkę z balkonikiem...  To jest moment. Już jestem pewny, że te drzwi ją przytrzasną. Pytanie tylko, jak mocno. Przyciskam jak szalony, bo czasa

O tym, jak przejechałem się ekspresówką

Myśli obojgu wędrują ku rondzie na skrzyżowaniu z Łabiszyńską. Tam można zawrócić i pojechać z powrotem do właściwej trasy. Tak też robię, zapewniany jednocześnie przez miłą pasażerkę, że nie jestem jedyny, który tak na tej linii pojechał. Chociaż tyle... Mapka ze strony ZTM Korzystając z "chwili" przerwy w jeżdżeniu postanowiłem sięgnąć odrobinę wstecz i przypomnieć sobie najbardziej wstydliwą, czasochłonną i stresującą pomyłkę w czasie pracy. I choć teraz to może się wydawać całkiem sympatyczne i wesołe, wtedy do śmiechu mi nie było. Pewne styczniowe popołudnie. Wyruszam linią 112 z parkingu pod Centrum Handlowym M1 w Markach. A skoro weekend, to i podróżnych obładowanych siatami nie brakuje. Atmosfera jest raczej luźna, a dzień senny, jakby tego dnia miało się nic szczególnego nie wydarzyć. Skręcam w lewo z Radzymińskiej w Trasę Toruńską. O dziwo idzie bardzo płynnie. Pamiętam artykuł o kierowcy, którzy stał grzecznie w koreczku na lewoskręcie, a inne autobu

Poranne i wieczorne OC

Kiedyś słyszałem takie zabawne słowa, że fajnie być kierowcą autobusu, bo kiedy ty jedziesz do pracy, on już jest w pracy. Coś w tym jest. Jednak pomyśl sobie, że jak czekasz na pętli w - de facto - środku nocy (o 5:00 na przykład), podjeżdża do Ciebie przejazd techniczny, a kierowca dopiero wyjmuje dechy z Twoją linią, to to wcale nie jest dla niego początek pracy. Tak naprawdę on na zakładzie musi być... jakieś półtorej godziny wcześniej. Jak wygląda praca kierowcy autobusu, gdy go nie widzicie? Zmiana A Jeśli mam np. w grafiku rozpoczęcie pracy o godz. 4:12, to to wcale nie oznacza, ze o 4:12 mam się zameldować. Pracodawca daje mi zaledwie 15 min na wszystkie czynności przedwyjazdowe, co oznacza że - jak sobie łatwo dodamy - wyjazd mam wtedy o 4:27. Na zakładzie warto więc być jakieś pół godziny wcześniej. Są tacy, którzy bywają i godzinę przed. Zostańmy przy tej godzinie wyjazdu. Melduję się więc powiedzmy ok. 3:30-3:40, żeby na spokojnie zdążyć przygotować wóz. Co