Dopiero po przyjeździe na kraniec doszedłem do wniosku, że wymusiłem na nim pierwszeństwo i tak naprawdę on miał prawo jechać pierwszy mając zielone. Zdążył co prawda i tak przejechać, ale musiał się zatrzymać i poczekać, aż ja wykonam manewr.
Przemierzam Warszawę wzdłuż i wszerz. Aktualnie linią T - wagonem promocyjnym Miasta Stołecznego Warszawy. Obserwuję zachowania kierowców, motorniczych, konduktorów... Patrzę na ludzi spoglądających na siebie nawzajem. Każdy przesyła jakieś gesty niewerbalne. Niektóre są mniej widoczne, inne bardziej. W mojej pracy kierowcy autobusu zdarzało się mnóstwo gestów, o których wiedzieliśmy tylko my - szoferzy. Czas wysiąść z tramwaju i udać się na spacer, by na nim przypomnieć sobie dwie sytuacje, w których miałem niezłą zagwozdkę, co chcą mi przekazać inni kierowcy.
Ze starówki przenosimy się na Bródno. Obsługuję linię 112 i kieruję się w stronę Marek. Dojeżdżam do skrętu w prawo z Łabiszyńskiej w Łojewską. Skrzyżowanie puste, ja mam czerwone światło, ale też zieloną strzałkę. Widzę, że z prawej strony jakiś spory kawałek dalej jedzie Man. Myślę sobie, że pewnie mnie przepuści, wszak my szoferzy musimy sobie pomagać. Kto nam pomoże jak nie pomożemy sobie sami?
Skręcam więc odważnie wjeżdżając także na przeciwległy pas, bo przegubem tak łatwo się złamać nie jest. Niestety zmuszam kierowcę ze Stalowej do zahamowania, ale zakładam, że on i tak chciał mnie przepuścić. Oj, chyba się jednak mylę. On patrzy się na mnie i kiwa głową w prawo i w lewo, jakby chciał powiedzieć "coś ty narobił, nieładnie".
Dojeżdżam do Szpitala Bródnowskiego, a w głowie cały czas mam tę scenkę. O co mu chodziło? A może jakiś nawiedzony czepiający się wszystkiego? Dziwne. No nic, trzeba wrzucić na luz i jechać dalej. Chyba niczego złego nie zrobiłem.
Oj, chyba zrobiłem. Dopiero po przyjeździe na kraniec doszedłem do wniosku, że wymusiłem na nim pierwszeństwo i tak naprawdę on miał prawo jechać pierwszy mając zielone. Zdążył co prawda i tak przejechać, ale musiał się zatrzymać i poczekać, aż ja wykonam manewr. Ok, może przydałoby się z jego strony troszkę życzliwości, ale wina moja ewidentna w tej sytuacji. Chyba ewidentna...
Teraz szybciutko przemieszczamy się pod sam Raszyn. Może niezupełnie, bo na ul. Na Skraju. Linia 124 to krótka linia, a mijać się z innym kierowcą można z kilkanaście razy w ciągu zmiany. Co ciekawe, najczęściej w tym samym miejscu - na wysokości Okrężnej.
Biorę zmianę i ruszam w trasę. Zgodnie z miejscowym rozkładowym zwyczajem spotykam drugą brygadę właśnie w owym miejscu. Kierowca Solarisa pokazuje mi przez szybę coś w rodzaju kołyski. Ja standardowo macham, ale jednocześnie dziwię się, czemu mi taki znak przekazał.
Zaczynam się rozglądać, czy z moim autobusem wszystko w porządku. Światła włączone, wszystko jest jak trzeba. O co mu kurde chodzi? A może kołyska oznacza, że wóz jedzie przechylony? Nie no, wydaje się wszystko ok. A może on myśli, że moim wozem jeszcze jedzie poprzednik, i dlatego wysyła jakieś znaki, bo wcześniej się ze sobą komunikowali?
Sprawa ciekawa. I już niedługo potem wyjaśniona, gdy spotykamy się na ekspedycji. Otóż tamten kierowca pokazywał mi kołyskę, żeby oznajmić... jak bardzo mu się spać chce.
No nie dziwota. Linia taka, że nawet najżywszy człowiek mógłby zacząć wegetować. Zwłaszcza gdy nic się nie dzieje, a wokół cisza i spokój, jak to często w weekendy bywa.
Szerokości! Wasz #6001
Wpadnijcie też na facebooka i skubnijcie coś!
Przemierzam Warszawę wzdłuż i wszerz. Aktualnie linią T - wagonem promocyjnym Miasta Stołecznego Warszawy. Obserwuję zachowania kierowców, motorniczych, konduktorów... Patrzę na ludzi spoglądających na siebie nawzajem. Każdy przesyła jakieś gesty niewerbalne. Niektóre są mniej widoczne, inne bardziej. W mojej pracy kierowcy autobusu zdarzało się mnóstwo gestów, o których wiedzieliśmy tylko my - szoferzy. Czas wysiąść z tramwaju i udać się na spacer, by na nim przypomnieć sobie dwie sytuacje, w których miałem niezłą zagwozdkę, co chcą mi przekazać inni kierowcy.
Ze starówki przenosimy się na Bródno. Obsługuję linię 112 i kieruję się w stronę Marek. Dojeżdżam do skrętu w prawo z Łabiszyńskiej w Łojewską. Skrzyżowanie puste, ja mam czerwone światło, ale też zieloną strzałkę. Widzę, że z prawej strony jakiś spory kawałek dalej jedzie Man. Myślę sobie, że pewnie mnie przepuści, wszak my szoferzy musimy sobie pomagać. Kto nam pomoże jak nie pomożemy sobie sami?
Skręcam więc odważnie wjeżdżając także na przeciwległy pas, bo przegubem tak łatwo się złamać nie jest. Niestety zmuszam kierowcę ze Stalowej do zahamowania, ale zakładam, że on i tak chciał mnie przepuścić. Oj, chyba się jednak mylę. On patrzy się na mnie i kiwa głową w prawo i w lewo, jakby chciał powiedzieć "coś ty narobił, nieładnie".
Dojeżdżam do Szpitala Bródnowskiego, a w głowie cały czas mam tę scenkę. O co mu chodziło? A może jakiś nawiedzony czepiający się wszystkiego? Dziwne. No nic, trzeba wrzucić na luz i jechać dalej. Chyba niczego złego nie zrobiłem.
Oj, chyba zrobiłem. Dopiero po przyjeździe na kraniec doszedłem do wniosku, że wymusiłem na nim pierwszeństwo i tak naprawdę on miał prawo jechać pierwszy mając zielone. Zdążył co prawda i tak przejechać, ale musiał się zatrzymać i poczekać, aż ja wykonam manewr. Ok, może przydałoby się z jego strony troszkę życzliwości, ale wina moja ewidentna w tej sytuacji. Chyba ewidentna...
Teraz szybciutko przemieszczamy się pod sam Raszyn. Może niezupełnie, bo na ul. Na Skraju. Linia 124 to krótka linia, a mijać się z innym kierowcą można z kilkanaście razy w ciągu zmiany. Co ciekawe, najczęściej w tym samym miejscu - na wysokości Okrężnej.
Biorę zmianę i ruszam w trasę. Zgodnie z miejscowym rozkładowym zwyczajem spotykam drugą brygadę właśnie w owym miejscu. Kierowca Solarisa pokazuje mi przez szybę coś w rodzaju kołyski. Ja standardowo macham, ale jednocześnie dziwię się, czemu mi taki znak przekazał.
Zaczynam się rozglądać, czy z moim autobusem wszystko w porządku. Światła włączone, wszystko jest jak trzeba. O co mu kurde chodzi? A może kołyska oznacza, że wóz jedzie przechylony? Nie no, wydaje się wszystko ok. A może on myśli, że moim wozem jeszcze jedzie poprzednik, i dlatego wysyła jakieś znaki, bo wcześniej się ze sobą komunikowali?
Sprawa ciekawa. I już niedługo potem wyjaśniona, gdy spotykamy się na ekspedycji. Otóż tamten kierowca pokazywał mi kołyskę, żeby oznajmić... jak bardzo mu się spać chce.
No nie dziwota. Linia taka, że nawet najżywszy człowiek mógłby zacząć wegetować. Zwłaszcza gdy nic się nie dzieje, a wokół cisza i spokój, jak to często w weekendy bywa.
Szerokości! Wasz #6001
Wpadnijcie też na facebooka i skubnijcie coś!
Komentarze
Prześlij komentarz